piątek, 20 lipca 2012

XVII I wish

Błyski aparatów, uporczywe pytania paparazzich zastały mnie rano pod apartamentowcem, tak jak to przewidziałam. Tyle, że nieco zrzedły im miny, kiedy zobaczyli uśmiechniętego Ammula przyklejonego do mojego boku. Zadowolona, z uniesioną głową cmoknęłam chłopaka w policzek, on, tak jak mu wcześniej poradziłam, odwzajemnił tę czułość namiętnym spojrzeniem.
" Co z Harrym Stylesem? "
" Czy to koniec waszego związku??"
" Kim jest młody człowiek, z którym pani teraz idzie za rękę??"
 " Dlaczego nie ma tu Stylesa??"  - padało ze wszystkich stron.
Uśmiechałam się tylko, na nic nie odpowiadałam, przeszliśmy swobodnie na drugą stronę ulicy, po czym wsiedliśmy do zamówionej taksówki i odjechaliśmy parę przecznic dalej. Żaden z paparazzich nas nie gonił.
- Ammul, dziękuję. Obiecuję, że namówię Marlen do spotkania z tobą.
Opalona twarz chłopaka rozpromieniła się, radośnie wyszedł z taksówki i pomachał mi na pożegnanie.
- Do Bareley's Restaurant poproszę - poinstruowałam kierowcę i po upływie kilkunastu minut byłam na miejscu. Weszłam do przytulnego wnętrza ulubionej restauracji, usiadłam jak zwykle w kąciku przy oknie, skąd widać było aleję starych kamienic. Zamówiłam spaghetti i zanurzyłam się w rozmyślaniach. Najpóźniej dziś wieczorem prasa ogłosi, że zerwałam z Harrym i prowadzam się z obcokrajowcem. Ciekawe, co powie na to sam Hazza. Był dla mnie taki dobry, przy nim czułam się jak ktoś...Tak jak kiedyś przy Lou.. Coś boleśnie zakuło mnie w sercu. Lou.Lou.Lou. Znów zaczynałam o nim myśleć. Nieważne jak dobry był dla mnie Harry, nieważne ile dla mnie robił, nie mógł wykorzenić mojej miłości do Lou. Po incydencie "Harry Styles i jego dziewczyna" myśl o Lou nie dawała mi spokoju. A gdybym tak poszła do niego...? Ile jeszcze będę uciekać?? Nie mogę żyć w zakłamaniu.. Skoro nie poznał mojego listu, muszę pójść do niego osobiście.. A jeśli mnie odrzuci...??
Spaghetti wylądowało na moim stole, a razem z nim tysiące wątpliwości. Nie wytrzymam już dłużej, muszę mu to powiedzieć. W gorączce myśli wykręciłam numer Hazzy.
Zanim spaghetti wystygło, Harry siedział już przy moim stole. Ach te jego ekspresowe limuzyny!
- Hazza, ja muszę pojechać do Lou.
Popatrzył na mnie błędnym wzrokiem, uśmiech zniknął z jego zawsze pogodnej twarzy.
- Lou trzyma się jakoś, ciągle przeżywa śmierć waszej opiekunki... Chyba nie potrzebuje na razie wizyt..
- Hazza, ja go kocham. Muszę mu to powiedzieć, bo uświerknę!
Zmarszczył brwi i odwrócił wzrok.
- Lou kocha Eleonor. - wycedził przez zaciśnięte usta.

Jego słowa raniły, zachciało mi się płakać.
Zauważył to i nachylił się do mnie przez stół.
- Am, ja... to znaczy Lou...nie rób tego..
- Hazza, nie mam wyboru. Niech mnie odrzuci. Niech mi to powie prosto w oczy. Ale muszę spróbować.. Nie wiem...Nie wiem..
Zapatrzyłam się ze łzami w oczach w rozgrzebane spaghetti.
- Chyba nie wiesz, jak to jest kogoś naprawdę kochać...
Kiedy tylko wypowiedzialam ostatnie słowo, Hazza odsunął krzesło z hukiem i bez słowa wymaszerował na ulicę. Wszyscy klienci restauracji obserwowali, jak za nim wybiegałam.
- Hazza! Zatrzymaj się!! - krzyknęłam. On szedł dalej nie oglądając się za siebie. Dziękowałam w duchu, że ulice były tego dnia bardziej wyludnione niż zazwyczaj.
- Hazza! - dogoniłam go i chwyciłam jego ramię. Odwrócił się na pięcie, miał łzy w oczach i potwornie chmurne, zmarszczone czoło
- Hazza, przepraszam... - wydyszałam tuląc się do jego kurtki. Oddychał nierówno, serce biło mu jak oszalałe.
- Nie zostawiaj mnie..Chociaż ty..
Chłopak drżącymi rękami uniósł moją głowę do góry. Jego oczy mówiły wszystko. Nic nie musiał dodawać. Tak bardzo nie chciałam robić mu nadziei..Tak bardzo pragnęłam, żeby to były oczy Lou...
Przyciągnął moją twarz do swojej i wyszeptał w moje usta.
- Zapomnij o Lou.
Zacisnęłam powieki. NIGDY, HARRY.
- Nie mogę.. - jęknęłam przejęta smutkiem. Odwróciłam twarz od jego rozgrzanych policzków i płonących oczu.
- Więc idź. - głos mu się załamał. Zobaczyłam jeszcze zmarszczone brwi i osunęłam się w jego ramionach.

---------------------------------------------------------------------------


Dziękuję dziś Kakolowi, nie tylko za wspaniały dzień, ale przede wszystkim za to, że jeszcze tu wchodzi. Wam, kochani z całego serca dziękuję za te <prawie> 1000 odwiedzin, aż na serduchu ciepło się robi :)
Całusy xxx

1 komentarz:

  1. Popłakałam się ;c
    Super rozdział <33
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń